Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1024

Ta strona została skorygowana.

Zatrzymał się chwilę i — dokończył ciszéj:
— Pytanie, czy ta, któréj ja tak długo ocenić nie umiałem, odpychając szczęście, które mi samo leciało w ramiona, nie czuje teraz dla mnie raczéj wstrętu i niechęci jak przywiązania?
Książę nie mówił słowa, oczyma tylko pożerał jenerała i chwytał wyrazy wychodzące z ust jego z jakąś rozpaczliwą ciekawością.
— To mnie pociesza — rzekł Stanisław — iż Michalina jest prawdziwie aniołem dobroci i poświęcenia. Choćby była obojętną... wiedząc, jak matka moja tego pragnie, zdecydować się może... a ja — pewien jestem, że kiedyś, późniéj, trochę u niéj wybłagam serca... Będę na to pracował...
Zamilkł a widząc, że kniaź zmięszany nie odzywa się, rzucił mu —
— Cóż ty na to?
— Ja? no — nie wiem! To są wasze prawie familijne sprawy, w których mi trudno coś wyrzec... Obca ręka stósunków tych tknąć nie może i nie powinna...
Przyznam ci się tylko — dorzucił ciszéj — że niezmiernie się dziwuję, iż tak późno — tak późno ozwało się w tobie serce...
— Mój drogi, każde serce ma swe obyczaje właściwe — odpowiedział Zbyski — ja jestem... jakżeby to powiedzieć — zamknięty, chłodny na pozór, we mnie