Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1033

Ta strona została skorygowana.

— Daj Boże! — zawołał Andrzéj i zarzuciwszy mu na ramiona ręce, objął go i pocałował. — Mój ty dobry Stanisławie... o! nie wątp’ o mnie... a gdybym ci przewinił, przebacz mi.
— Na Boga! co ci jest! ty przeciwko mniebyś mógł zawinić?
— Przypuszczenie... dość! dajmy temu pokój! — smutnie westchnął Arusbek — a teraz, mój drogi, dam ci dobra noc. Mam jeszcze pisać listy do Petersburga... pakować się, rachować, muszę się zamknąć i pracować a głowa mnie boli i boli.
I jeszcze raz uścisnąwszy jenerała Arusbek wyszedł do swojego pokoju. Zbyski téż począł się urządzać do podróży i krzątać w swojém mieszkaniu. Słowa jednak wyrzeczone doń przez księcia dały mu dziwnie do myślenia.
Znał Andrzeja, że nawet żartując nigdy nic nie mówił na próżno... Jakieś przeczucie, przypuszczenie, myśl musiała spowodować te wyrazy nie odgadniętego znaczenia... Coby to miało być?
Zbyski zwykle kładł się dosyć wcześnie poczytawszy trochę; tego wieczora doznając niezrozumiałego dla siebie niepokoju, ani się rozbierał ani kłaść chciał tak wcześnie. Właśnie tego dnia mówił z matką i zwierzył się jéj ze swego przywiązania do Michaliny. Pułkownikowa była nadzwyczaj szczęśliwa, uściskała go płacząc; nie wątpiła ona, że jéj Stasia musi każda po-