Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1035

Ta strona została skorygowana.

nikogo. Zawracający się na wschody zwrócić się musieli twarzami do jenerała... Poznał w mężczyznie Arusbeka, kobieta miała gęstą zasłonę spuszczoną na oczy... ruch wszakże... strój... wzrost...
Jenerał pobladł, zadrzał... zdawało mu się, że to była Michalina. Ale coś tak poczwarnego przypuścić nawet nie mógł — nie chciał, oburzył się sam na siebie, iż taki domysł dziki przeleciał mu przez głowę. Stał jak wryty...
Ona — nie ona?... Gdyby nią była nawet, gonić ją było zapóźno... Chciał w pierwszéj chwili pójść i zapukać do pokoju matki, by się przekonać o szaleństwie swojém... niestety! było zapóźno. Sen przerywać staruszce, by ją przestraszyć, było nieludzkiém... Wrócił z sercem ściśniętém powoli do swojego pokoju... Drzwi łączyły mieszkania jego i kniazia, nigdy one na klucz ani na zasuwkę nie były zamykane. Jenerał spróbował i, jak się spodziewał, znalazł je — zamknięte... Przez dziurkę od klucza najrzał tylko palącą się lampę.
Zrazu chciał dosłuchanie porzucić, lecz niepokój go dręczył, wrócił na kurytarz, ażeby się przekonać, czy mieszkanie kniazia zostało także zamknięte. Klucz stał w zamku... drzwi były otworem. Jenerał wszedł.
Pierwszym przedmiotem, który jego oczy uderzył, był leżący na krześle, zapomniany, znany mu dobrze czarny szal Michaliny. Zbyski osłupiał w progu. Krew uderzyła mu do głowy, pochwycił się za skronie, osta-