Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1056

Ta strona została skorygowana.

z umarłymi nie zakopywali... Wszystko wołało — Do roboty! do roboty!!
Ta wieczna sprzeczność milczącéj śmierci z wrzawliwym żywotem, któréj nigdy przejednać nie można, stawała przed oczyma i uszami ich z ironicznym swym znakiem zapytania. Zrozumiały, czy nie, szum fali życia jest jak oceanu fala, która rzeźwi i ukrzepia. Obowiązek z odrętwienia wyrywa... cudna harmonia wiosny kwitnącéj na mogiłach przepowiada że wszędzie być musi taż sama zgodność nawet w życiu i śmierci. Stanisław uczuł może pokrzepiającą siłę tego poranku, wstał bowiem mniéj przybitym choć zawsze równie smutnym, przypomniał sobie, że był gospodarzem w ubogim domku i zakrzątnął się, aby przyjąć znużonego Andrzeja.
Jakby dla przypomnienia starego swego wiarusa wziął był w Krakowie powróconego z Sybiru chłopaka, który niegdyś służył u pułkownikowéj, wyszedł potém do powstania, ranny zapędzony był na Sybir i wrócił, cudem zbiegłszy z Nerczyńska. Nie miał on ani fantazyi ani oryginalności starego Macieja, ale służył poczciwie a w wolnych godzinach zapychał się biedaczysko książkami, których nie rozumiał. Namiętność ta była czémś w rodzaju owego sługi Gogola, co czytywał miłując sam proces czytania. Bardzo poważny, czując się męczennikiem, boć nim był w istocie, Karól nie tyle był usłużnym, co wiernym i uczciwym. Zawadzała mu zawsze ta myśl, że do takiego stanu zrodzonym nie był.