Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1061

Ta strona została skorygowana.

aby zupełnie nie zdziczał, nie chciał go więc opuszczać i ufał, że zwolna przy nich odżyje.
Nie przyszło mu wcale na myśl, iż widok ich szczęścia może dlań być trucizną. W istocie oni byli szczęśliwi. Nigdy może dwa charaktery lepiéj się i zgodniéj nie dobrały, nigdy dwie matury szczęśliwiéj do siebie nie przypadły. Małżeństwo ich nie potrzebowało tego sztucznego rusztowania, które przy budowie wielu pospolitych szczęść ludzkich długo stać musi i podpierać je, nim się gmach o swéj sile ostoi. Ani on ani ona nie wywalczali sobie żadnego stanowiska, nie mieli do przezwyciężenia nic, coby w przyszłości groziło, nigdy może więcéj prawdy a mniéj komedyi nie było w pożyciu młodego małżeństwa.
Ta swoboda, z jaką spokojnie kwitło im szczęście, codzień mogła goryczą napawać człowieka, który czuł się godnym równego losu a skazanym razem nie skosztować go nigdy. Z uczuciem delikatności najtroskliwszém ani kniaź ani Michalina, jak się to zbyt często zdarza, nie chwalili się z tém wcale, nie popisywali, że im tak dobrze było, owszem zdawali się chcieć ukrywać, przysłaniać to szczęście — ale je łatwo było odgadnąć. — Pod taką czystą wód głębią kwitną purpurowe korale...
Jenerał dnie spędzał na czytaniu i długich samotnych przechadzkach. W pierwszych zaraz dniach, mimo skwarów, począł zwiedzać najdziksze kąty okolicy. Sia-