Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

gardliwego, które chwilami po niéj błyskawicą przelatywało.
— Nie żartujecie? zapytał.
— Żartować? z tak świętéj rzeczy... jakież macie wyobrażenie... o mnie?
Wprawdzie w chwili naszego tragicznego piątego aktu byłem nieco szyderski, ale miałem sobie za obowiązek was nieco rozweselić i siebie. Wasze salto mortale dało mi gorączkę, broniłem się jéj drwiąc.
Teraz wcale co innego. Zresztą przekonacie się, że wam prawdę mówię, z czynów. Wiecie, że czyn dopiero jest prawdy probierzem! Tak mowią filozofowie — nieprawdaż?
Otóż — uważajcie — dam wam środki działania dla Polski, w jéj sprawie... Albin drgnął i zerwał się z siedzenia, dłoń gorącą wyciągając do Moskala, który śmiejąc się ją przyjął.
— Siadaj pan, nie szaléj, rozmówmy się powoli... Festina lente, Eile mit Weile... Na tém stoją dzisiejsze roboty od czasu, jak was porwano i skazano i wywieziono, ażeby Polska nie porywała się sama — idziemy razem...
— Wy należycie?
— Do wszystkiego poczciwego... śmiejąc się nieznacznie, odrzekł Moskal, który ostrożnie cygaretkę sobie kręcił... Wy możecie być nam w Polsce bardzo potrzebni... wam trzeba wrócić... działać, przysposabiać