Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

domyślić musieli, zapieczętował list, zapisał, a że nie chciał czasu tracić, wziął go i zszedł ze świecą na dół wrzucić go do skrzynki pocztowéj. Wrócił potém w pantoflach po cichu, posłuchał podedrzwiami sąsiada ostrożnie co robi, przekonał się, że ocalony, nie mogąc usnąć, pędza mary wyobraźni po pokoju... a nie mając nic przeciw tym egzercycyom, po których wiedział, że długa prostracya i sen nastąpić musi — sam wrócił do swojego numeru... i z cygarem hawańskiém w ustach spać się położył.
Miał jeszcze wiele do myślenia i dzień był bieluteńki, gdy nareszcie rzuciwszy niedopalone trabucos — snem niesprawiedliwych, który jest teraz najspokojniejszym — usnął.
Uczciwym ludziom tylko troski sen kradziony przerywają... Takim jak Arsen Prokopowicz... szatan ich opiekun daje i strawność nieposzlakowaną i spoczynek jak najpożądańszy.


Nazajutrz Arsen Prokopowicz, którego w hotelu znano pod bardzo skromném nazwiskiem radzcy Nikityna, wstał dosyć późno, ale gdy zadzwonił na służącego i spytał o sąsiada, zaręczono mu, że tamten jeszcze zasypiał i nie dał znaku życia.
— Jużciż mi tego figla nie zrobi, żeby się miał powiesić — odezwał się sam do siebie — naszpikowałem go nadziejami... a jest mi diable potrzebny...