Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

skanych kameów, tylko przepyszna została oprawa... Krój tych powiek, osada tych dwóch gwiazd zagasłych były jeszcze nieposzlakowanego rysunku... Nos kształtny, z wyciętemi nozdrzami dowodził rasy... którą i ręka znamionowała... ale gdy ta część twarzy pozostała jeszcze młodą i piękną, już na ustach zmęczonych wypisywała się starość... Usta były zapadłe, zaciśnięte... a dokoła nich drganie namiętności czy wybuchy cierpienia porysowały przyszłe fałdy... Usta te nie śmiały się już do życia, zamknęły się, wypiwszy z czary wszystko aż do dna jéj goryczy.
Czoło i oczy jeszcze świeciły jak szczyt gmachu ozłoconego słońcem zachodu... dół już otaczały mroki. W téj chwili zadumana kobieta zdawała się myślą przebiegać życie swe i opłakiwać je... Niekiedy z pod powiek spuszczonych wzrok jéj wybiegał ku naprzeciw siedzącemu mężczyznie, ale prędko powracał jakby przestraszony.
Towarzysz ten znacznie młodszy, blady, pogrążony w myślach, jakby chory i zżółkły, trzymał w ręku genueńskie Movimento, tylko co przyniesione znać i zadumał się głęboko czémś z niego zapewne zaczerpniętém. Ubrany po cywilnemu, miał minę tak wojskową, że nawet gospodarz domu, nie znając go wcale, z kolei mianował go próbując to Signor Colonello to Generale... Do obu tych tytułów dodawano Excellenza, z którą we Włoszech najniewinniejszy z ludzi rozminąć