Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

się nie może. Excellenza zresztą tak tu nie drogo kosztuje, że głodni na nią, mogą sobie pozwolić do syta używania téj słodyczy.
Od jak dawna ci państwo siedzieli tak na balkonie, nie wiem czy pamiętali nawet sami... Od Aqua Sola dochodziły dźwięki wojskowéj muzyki, od miasta niekiedy przygłuszony gwar portu i uliczek ciasnych... zdala odzywały się dzwony wieczorne... morze spało wygładzone jak zwierciadło... Gdzieniegdzie biały żagiel rybaka mknął po niém powoli...
W salonie już dwa razy Signor Giovanni chciał lampy zapalić, ale się lękał przez drzwi otwarte balkonu zwabić komary... wieczór przechodził w noc... gwiazdy złociste zapalały się na niebiosach... tylko w dole nad horyzontem... i morzem... jakby opar po dniu skwarnym... coś ciemniało...
Kobieta wstała pierwsza, podeszła po cichu i zbliżywszy się do towarzysza, uderzyła go po ramieniu.
— Co ci jest?... dla czegoś tak zamyślony — i smutny?
Mężczyzna zdawał się ze snu ciężkiego przebudzać — podniósł oczy przestraszone.
— Nic, nic mi nie jest! zadumałem się przypatrując temu szczęśliwemu krajowi... Co za niebo, klimat — i spokój... i swoboda!!
— Ale czy pewnie o tém niebie, klimacie i... swo-