Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

— Pozwól Maryo Pawłowno, że to się chyba do nas dwojga stósować nie może. Jakiekolwiek pochodzenie moje, wychowałem się od dziecka w tym kraju co i wy, przyswoiłem sobie jego obyczaj, mowę... wiernie służyłem waszéj ojczyznie...
— Tyś rzekł! zawołała kobieta... Waszéj ojczyznie — ona twoją nie jest!
Ja nie mam ojczyzny! rzekł z głębokim, mimowolnie z ust wyrywającym się smutkiem, mężczyzna. Ojcowie moi mieli ją i stracili, wczoraj jeszcze była świetną i wielką, dziś jest niewolnicą i...
Niedokończył.
— Mów, mów, przerwała milczenie kobieta teraz, ten jeden raz wyrwała ci się z ust prawda, która cię dręczy, któréj nie śmiesz wyjawić — ty kochasz Polskę... i dla tego mnie kochać nie możesz. Trup jéj leży między nami. Ile razy chcę się zbliżyć do twojego serca, czuję jego dotknięcie...
I teraz, mówiła dłonią trąc czoło palące — w téj chwili, siedząc tu obok mnie, na tym papierku wyczytałeś imię Polski, drgnąłeś cały... dusza i serce się tam przeniosły. Ciebie tu nie było... Stanisławie Karłowiczu, przed chwilą byłeś — w Warszawie.
Stanisław się boleśnie uśmiechnął.
— Być może, odparł — jestże to grzechem drgnąć, gdy mnie dochodzi jęk? Ale nie liczcie mnie do tych marzycieli niedołężnych, co się karmią złudzeniami, co