Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

się nam, zwyciężyliście, cieszcie się — i bywajcie zdrowi. Le tour est fait!
— A! za pozwoleniem! jużciż rękę waszego towarzysza podróży, o którym nie wątpię, że się tu musi znajdować — uścisnę... Nie wypędzicie mnie tak nielitościwie...
— Doprawdy — załamując ręce, wołała wracająca do salonu, w którym już znalazł się Stanisław Karłowicz — jenerałowa. — Arsen Prokopowicz jest najwprawniejszym z urzędników trzeciego oddziału... Odkryłby na dnie morza ziarno piasku... gdyby mu kazano... Nie wiem, czy byliście kiedy z okrętem zmuszeni przystanąć w Civita-vecchia. Moglibyście tam zobaczyć chłopców, którzy coś nakształt waszego robią rzemiosła. Czołno podpływa pod statek... podróżni rzucają karliny i centezimy... chłopcy dają nurka i łapią je, nim do dna doleciały.
— Z tą różnicą, dodał chłodno Arsen Prokopowicz, że sługa wasz łapie perły i brylanty...
Ale na ten raz, rzekł po chwilce, to istny przypadek... Zachciało mi się zwiedzić Korniszę... po drodze spoczywałem w Genui... Wtém słyszę głos, głos, jakiego drugiego na świecie nie ma, znany mi... głos, którybym rozeznał wśród tysiąca... I oto — jestem...
Jenerał sztywno i kwaśno go witał.
— Traf w istocie najosobliwszy, bo tu nas znaleść,