Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

— Nie, bo wy strawicie wszystko — nawet... pogardę.
— Czym zasłużył na nią? spytał gość.
— U mnie... żywo odezwała się jenerałowa, dziś szczególniéj... Jak można się było ośmielić mnie, nas aż tu ścigać?
— Ale na Boga! jam o tém nie myślał... ścigam trochę powietrza i odpoczynku... nikogo więcéj...
— Jeżeli nie wy — odrzekła kwaśno Marya Pawłowna, postrzegłszy znaki, które jéj dawał jenerał — to los jest dla mnie nielitościwy.
— Ale ja zupełnie pojmuję, tłómaczę, uniewiniam zniecierpliwienie wasze na widok petersburgskiéj twarzy, Maryo Pawłowno — mówił Arsen — i wierzcie mi — usunę ją wam z przed oczów — co najrychléj. Przecież nie po to się jedzie do Genui, ażeby tam trafić na Arsena Prokopowicza...
Znajdziemy się w Petersburgu — to nas nie minie —
Tylko wy mnie za surowo sądzicie — mówił daléj — ja jestem wcale nie zły człowiek... Wcale nie dawno temu uratowałem życie takiemu bliźniemu, który od urodzenia klął Moskalów.
— Wy?? rozśmiała się jenerałowa.
— Jak was szanuję i czczę... mówił Arsen... Wy sądzicie, że los tylko jenerałami i ekscelencyami się zajmuje i im tylko zsyła szczególne przygody... Tymcza-