Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

się wszystko do koła niego zmieni, gdy przestaje rozumieć, czuć, co się dzieje, godzić się z otaczającém, Pan Bógby mu winien zesłać śmierć. Nic smutniejszego nad przeżycie swoich czasów. Stracić ludzi, przyjaciół, rodzinę — a! to nic jeszcze, ale potracić myśli wątek, stać obcym wśród tego, co się dzieje, zgorżkniałym, w opozycyi z dziećmi, z wnukami, z wiekiem... to życie zatruwa!
Przyznaję się, że oto właśnie tak prawie jest ze mną, ja tego nowego pokolenia z krwi naszéj nie rozumiem. Oni myślą wedle innych prawideł, argumentują inaczéj i postępują téż wcale różnie...
Cóż już na tym świecie robić!
Westchnął.
— Mnie się zdaje, kochany brygadyerze, odezwała się pułkownikowa, że trochę za gorąco rzeczy bierzecie, trochę ich sądzicie za surowo, trochę za mało macie wiary w ich siły.
— Ja! żadnéj nie mam! przerwał brygadyer. Wszystko to samopaśnie wyrosło, bez subordynacyi, napoiło się tą polewką niby naukową, którą przyrządzają Moskale, nauczyło się, nienawidząc ich, nieszanować żadnéj władzy, nawet swéj własnéj... w mózgach się im poprzewracało!
I co z tego dobrego być może!
— Ale kochamy brygadyerze, usiłowała łagodząc go