Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

niczém. Wielopolski ma energią... niedopuści. Nahałasują, nademonstrują i pójdą spać.
Władzio się uśmiechnął — ale przeciwko ojcu nic nie odpowiedział.
— Stryjaszku — zawołała Michalina — powinniście dać fant, znowu ta polityka.
— Twój ojciec zaczął a nie ja! rozśmiał się zagadniony — a ja milczę.
W téj chwili pan Władysław, pospiesznie skończywszy swoję herbatę, podziękował pannie Michalinie za ofiarowaną drugą filiżankę, wstał i zabierał się do wyjścia.
— A to dokąd? zapytał ojciec.
— Mam pilny interes... szepnął.
— Zmiłuj się, godzina dziesiąta... idziesz? dokąd?
— Nie wychodzę... muszę tylko być u siebie, bo ktoś ze znajomych przyjdzie do mnie... muszę.
Ojciec ruszył ramionami.
— Ale co ty chcesz — wmięszał się stryj, to są puszczyki żyjące w nocy... spiskują... no... no... pojedziesz jeszcze na Sybir jak Albin...
Na to imię Władysław bystro spojrzał na stryja, pułkownikowa westchnęła.
— Dobrze, że stryj o nim wspomniał, byłbym może nie powiedział państwu, że — że — mam właśnie o nim wiadomość.