Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

— Najzupełniejszą — odpowiedział młody człowiek — za to ręczę.
— Ale powiedzże mi...
Władysław obejrzał się, postąpił krok... chciał znowu mówić coś więcéj i znowu coś go wstrzymało.
— Ty bo mi nie chcesz wszystkiego powiedzieć! nagliła pułkownikowa.
— Bo nie mogę! szepnął Władzio...
— Mnie!!! dodała z takim wyrazem wyrzutu, błagania i uczucia głębokiego kobieta, że chłopak się prawie zawstydził. Zmięszany począł ją całować po rękach.
— Daruj mi pani!
— O nie! nie! nie mogę ci nieufności przebaczyć... Albin... gdzie jest Albin...
Władzio potarł czoło ręką, myśłał.
— Nie mógłem przecie powiedzieć tego przy wszystkich... niepotrzebnie straszyć i niepokoić... ale daj mi pani słowo, że niepowiesz nikomu.
— Ja ci przysięgam... nawet Misi —
— Albin — jest tutaj! szepnął Władysław. Pułkownikowa zatuliła mu usta ręką... a po chwili padła bezsilna na krzesło.
— Ale to szaleństwo — poczęła głosem stłumionym... On! tu! gdzie go znają wszyscy? gdzie może go lada policyant poznać, wydać... to szaleństwo...
— Widzi pani! z wymówką odparł Władek... pani