Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

wicza pokazała się w nich uśmiechnięta. Stanisław ujrzawszy go prędko pył począł otrzepywać z sukni. Petersburgski elegant stał, jakby pragnąc nasycić się wrażeniem, które zjawienie się jego uczynić miało; wiedział już o wypadku jenerała i przybiegł zobaczyć, czy nauka poskutkowała.
Jenerałowa z kobiecą i pańską niecierpliwością przyjęła go w progu znaczącém ruszeniem ramion, które mówiło: A! nieznośny natręt bez wstydu...
— Tym razem jestem pewny, że państwo się nawet nie zadziwicie mojemi odwiedzinami... wpadam tylko na chwilę pozdrowić was i spytać Maryi Pawłownéj, czy w litościwém jéj sercu nie zmieniły się choć cokolwiek usposobienia dla mnie?
— Nie macie ani litości ani wstydu... szepnęła kobieta.
— Owszem i jedno i drugie posiadam w wysokim stopniu, ale z obojgiem się nie popisuję...
— Jedziecie do Petersburga? spytał jenerał, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Dopiero późniéj może, odparł Arsen, wy mnie zapewne wyprzedzicie, ja muszę się przypatrzyć nieco ciekawéj Warszawie, która sobie hula... Trzeba przyznać im, że ci Polacy są mężni. Moglibyśmy ich znieść i zniszczyć każdéj godziny, oni nam w oczy plują. Wystawcie sobie Maryo Pawłowno — mówił daléj — nie dawniéj temu jak godzina może, wśród miasta naprze-