Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

Nie rzekli długo słowa... nareszcie wdowa cicho szepnęła:
— Stasiu! na miłość Bożą! Stasiu.. najdroższy mój, zrzuć z siebie ten mundur — wyzwól się z téj służby nieszczęsnéj... błagam cię...
— Uczyniłbym to dla ciebie, matko... odpowiedział jenerał — gdyby... gdyby to było możliwém... Dziś — nie mogę! nie mówmy... nie mogę... Ojciec, gdyby wstał grobu z rozkazem na ustach... odpowiedziałbym mu toż samo... i przysięgam ci, matko... onby mnie uniewinił.
Wdowa z podziwieniem spojrzała na niego, otarła oczy... nie odpowiedziała nic.. podała mu rękę po chwili i pojechali do Wyborskich, brygadyer zaprosił ich na obiad.
Przybywszy, zastali wszystkich w salonie, ale po twarzach znać było zakłopotanie, trwogę, pomięszanie... przymus jakiś. Wyuczony dworactwa jenerał przywdział twarz wesołą, chociaż jego oblicze nawet z największą usilnością, nigdy pewnéj powagi z siebie nie zrzucało. Brygadyer był wyświeżony, brat jego chłodny i grzeczny... Władek się nie ukazał. Panna Michalina zdala stojąc, oczekiwała z bijącém sercem widma swojéj młodości, zarumieniła się zobaczywszy wchodzącego... zbliżyła się powitać pułkownikową. Spojrzeli na siebie...
— Powinienbym pani przedstawić się, rzekł wesoło jenerał, i gdybym nie przybywał z matką, byłoby to nieodzownie potrzebném...