Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

— Przyznasz pani, spokojnie kończył jenerał, że zrzucić po nim mundur byłoby tchórzostwem i podłością...
Misia zmilczałe.
— I nie zabolałoż to pana? spytała.
— Jestem żołnierzem, spokojnie rzekł Stanisław... być rannym moje przeznaczenie a znieść ranę mój obowiązek.
Chwilkę chodzili tak po pokoju nic nie mówiąc.
— Jakże się panu wydała Warszawa? spytała.
— Dziwnie! gorączkowa... dramatyczna... niezrozumiała.
— Niezrozumiała? podchwyciła Michalina.
— Pani jam tyle lat przebył tam, gdzie jest lód, mróz a gorączki nie ma nigdy. —
— To prawda...
— I myślisz pan tam zostać?
— Któż może wiedzieć przyszłość?...
— Ale pan masz wolę?...
— Nie wiem, czy w téj chwili mam ją i przyznać to mogę.
— Mężczyzna?
— Mężczyzna, pani, ma obowiązki a one krępują wolę...
— Ale z nich musi sobie zdać sprawę i nie dać ich sobie narzucić. —
— Zapewne, rzekł jenerał zimno.