Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

— Jedźmy już, droga pani — poczęła mówić Michalina... To ranne wstanie, ta pora szkaradna, wrażenie pożegnania... ja mówiłam, że to pani dobrém być nie może, przy tak słabém zdrowiu... odradzałam...
Pułkownikowa jeszcze oczyma szukała tych wszystkich postaci, które widziała przed chwilą. Lękając się zarazem i wyzywając ich zjawienia... naostatek osłabła jeszcze... Sparta na ręku Michaliny, podniosła się z siedzenia...
— Jedźmy, jedźmy! zawołała... jedźmy ztąd! A Albin? spytała cicho Władka...
— Nie ma go?
— Nic mu się nie stało?...
— Nic... nic... jedźmy...
Widząc odchodzącą pułkownikową, Arsen Prokopowicz z petersburgską grzecznością uznał właściwem jeszcze jak najczuléj ją pożegnać...
Opisana scena na kolei odbyła się daleko prędzéj, niżeśmy ją opowiedzieć mogli; był to w mgnieniu oka odegrany dramat tragiczny, któremu przytomni obcy zrozumieć go a nawet dostrzedz nie byli w stanie. Jeden Arsen Prokopowicz objął położenie to, zrozumiał i ucieszył się niém... Po wyjeździe pułkownikowéj, po wyprawieniu Albina do Petersburga; gdy towarzysze ostatniego rozpierzchli się nagle, zostawszy sam Arsen, zapalił cygaro, poszedł do bufetu po antidotum przeciwko porze wilgotnéj, na kieliszek cognacu i po krótkim na-