Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

— Przecież to coś znaczy, że rząd narodowy ma taką siłę i władzę, że go kraj cały słucha...
Athanazy ruszył ramiony z lekka...
— Toć cnota i trudna u nas, bo posłuszeństwo najcięższe nam brzemię... ale co powiesz o tych, którzy się tym rządem być i losy kraju w ręce wziąść nie wahali?
— Życie stawiać! zawołał Władek.
— A cóż życie? odparł mnich... gracz je stawi na kartę, rozpustnik na szału chwilę... Cóż życie swoje stawić, gdy się milionów życiem rozporządzać nie wzdraga!
— Prawda, mój ojcze — zawołał Władek, że my się pono zrozumieć nie potrafiemy nigdy.
— Owszem ja was rozumiem doskonale, i są chwile, że mi do was słabe serce uderzy... łza zakręci się w oku. Héj! zobaczyć Orzełka białego w powietrzu! choć raz! Dobyć szabli w Polski imię, z piersi buchnąć pieśnią jéj... a po tém zginąć!! Ale cóż z tego! co z tego! To rozpusta... dzieci moje — to rozpusta...
— Jeszcze lat dziesięć, piętnaście... a duchby zgasł i nieodżywiany patryotyzm zniknął na zawsze... Trzeba go choć we krwi odrodzić... Przyjdą męczennicy nowi jak nasienie i na ich mogiłach...
Stary głową potrząsał.
— Świat inny — nie wierzy on dziś w nic — odparł — i męczenników sadza do szpitala waryatów. Jestli co świętego dzisiaj? Czy rozgorzeje Europa lub Ameryka dla sprawiedliwości, którą uznaje tylko wa-