Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

raz jaśnie panią.. ani co tu robić — dom pusty.. nawet samowary pozabierali.. A! to nieszczęście!
— Ale cóż za nieszczęście, uśmiechając się zawołała kobieta, pierwszy lepszy kątek, gdziekolwiek.. wszakże pewnie masz klucze.
— To jest ja nie wiem, czy mam wszystkie klucze — odparł Mateusz z udaną dobrodusznością, bo po cóż mnie klucze? Dwornik pojechał z jaśnie panem na tę daczę.. a ja tum został.. bo tu przynajmniéj w niedzielę do Dominikanów na mszę św. pójść mogę.
— Ale czyżby ci kluczów nie zostawili?
— Niektóre są.. niektórych nie mam, przerwał bardzo żywo stary — bo ja tu, proszę jasnéj pani, teraz jakby się to nazywało, na łaskawym chlebie..
— Jestem zmęczona, prowadź mnie gdzie chcesz..
— Więc na górę.. no, tak na górę, do paradnych pokojów.. ale tak.. I począł stary iść na wschody..
— A na dole, przecież pokój Stasia tu być musi..
— To jest pokój.. pana jenerała, a no tak, ale ten, dodał stary, zamknięty względem tego, iż są papiery!
I ucieszony papierami uśmiechnął się.
— Na górze téż część papierów.. rzekł żywo — a u nas gdzie tylko papier tam pozamykano..
— No, to prowadź gdzie chcesz, moj dobry stary, odezwała się, wspierając na jego ręku pani przybyła — jestem drogą zmęczona, rozgorączkowana, głodna, nie-