Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

spokojna, ledwie tu się przywlokłam... Rób co chcesz, ale mi daj jaką izdebkę — jaką ci się podoba, gdzie można.. bylem spoczęła. Padam ze znużenia..
Stary westchnął, potargał włosy, udawał jeszcze wesołego, ale frasunek jakiś występował mu na twarz pofałdowaną, widocznie coś kłamał, coś usiłował zakryć i zataić i lękał się, aby oko przybyłéj tego się nie domyśliło.. Szli po wysłanych dywanem wschodach na górę..
— A! bo to proszę jaśnie pani, mówił Mateusz, ten Petersburg.. to życie.. Już to trzeba takiego człowieka jak nasz pan Stanisław, ażeby wytrzymać tu, bo nie po ludzku się nie robi.. Ja, żeby nie obowiązki względem jaśnie panicza.. przez to, że pod ojcem służyłem, w jego pułku.. czy jabym tu wyżył. Sodoma i Gomora.. Babilon... Kobieta westchnęła..
Na pierwszém piętrze piękne drzwi mahoniowe z bronzami prowadziły do salonu.. Otworzyły się one i weszli.. Przy świetle jednego ogarka wydał się dziwnie bardzo wytworny ów przybytek elegancyi europejskiéj, pookrywany kapkami, trochę zdezorganizowany, odpoczywający po zimowych trudach.. Zwierciadła były poobszywane muślinem, pająk zawinięty w jakieś prześcieradło, fotele w szlafroczkach białych.. stoły okrywało płótno. Ale z po za tych osłon znać było i dostatek i zbytek i smak pewien w ubraniu salonu.. Pani sama, niewiedząc dokąd iść, nim jéj wskazał drogę Ma-