Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

prawie słów jego nie potrzebowała — czytała w pochmurném licu...
Z wielką grzecznością zbliżył się ku niéj.
Cherè generale, zaczął po francusku dobywając perfumowanej chustki dla odpoczynku — je suis au desespoir! Niepodobieństwo było mi nic wymódz. Vous savez que Sacha a quelques egards pour moi, mais, franchement, il parait que c’est... impossible.
Marya nie powiedziała słowa... przymrużyła oczy, popatrzyła na niego, rzekła sucho.
Pardon — merçi — i zabierała się odchodzić. Stary wszakże nie mógł jéj puścić nie pocieszonéj...
— Wierzcie mi, Maryo Pawłowno... rzekł: Zamiast żądać rzeczy niemożliwéj — pogódźcie się z rzeczywistością. Weźmiecie paszport... pojedziecie.
— Na to rady waszéj, jenerale, nie potrzebowałam — odparła dumnie, myślałam, że mi pomożecie, że uwolnicie od téj ostateczności, któréj lękałam się jak piekła.
Nie? będę wiedziała co uczynić...
Jenerał był nieco obrażony.
— Ale ja zrobiłem, com mógł...
— I za to, coście dla mnie uczynić raczyli, jestem wam wdzięczną...
Mówiły to usta... oczy co innego wyrażały... zaiskrzone ich wejrzenie prawie przestraszyło starego.
— Djabeł nie kobieta! rzekł w duchu, gdy mu zni-