Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

najdroższego... Naraziłam się na szyderstwa, na hańbę, na wstyd... ja, w któréj żyłach płynie krew panujących... stałam się nałożnicą człowieka, co wyszedł z niczego, okryłam cię dostojeństwy, obsypałam dostatkami, byłam niewolnicą twoją. Nie wymagałam ożenienia, aby miłość twoja była swobodną i nieskrępowaną niczém... Za to wszystko ty potrąciłeś mnie nogą i plunąłeś mi w twarz z pogardą. Ale sprawiedliwie!! tak być musiało...
— Nie znasz mnie jednak jeszcze... nie wiesz, że to, com z błota dźwignęła...
— Maryo Pawłowno! zawołał groźno jenerał — nie dźwignęłaś mnie...
— Ja! ja cię dźwignęłam! ty nie wiesz o tém, aleś mi winien wszystko... Znałeś mnie psicą u nóg twoich... liżącą stopy, poznasz, że tygrysicą być potrafię. Przywiążę się do stóp twoich, nie dając chwili spokoju. Poświęcę życie, aby cię zgnieść... aby cię powolną zamordować męczarnią...
To mówiąc zaczęła płakać z gniewu... padła na podłogę, z szyi i głowy posypały się brylanty porozrywane i rozbiegły się po podłodze... Nagle podniosła się, spojrzała.. podpełzła ku stojącemu jak posąg jenerałowi.
— Na miłość Boga, jeśli w Boga wierzysz — mów, otwórz usta... uniewinnij się, jeśli możesz, ocal mnie {{Korekta}siebie|i siebie}} — mów... Przysięgam ci, że z moich ust... nie