Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

— A! wy dopiero teraz przekonaliście się, że on was zdradzał.
— Wiedzieliście o tém dawniéj? zapytała nagle.
— Domyślałem się — poprawił Arsen... domyślałem. Wy... Maryo Pawłowno, okryliście łaskami, obsypali niegodnego człowieka... To był podły, nikczemny, Polak!!! OC w nich może być dobrego? Oni chytrości uczą się od kolebki... Wam trzeba innego sługi...
— Nie mówmy o tém, kogo mi potrzeba, zawołała gniewnie Marya — do tego jeszcze daleko, bym wybór czyniła nowy. Zemsta naprzód...
— No! naturalnie — musicie się zemścić i zemsta wasza nie może być lada... lada czém... Ona musi być..
— On kochał inną kobietę... przerwała nagle, chodząc gwałtownie po pokoju jenerałowa... Wystawcie sobie tę podłość. Mam dowód w ręku... mam kopertę jéj listu... Wczoraj kiedy ja latałam szalona, by go wyprosić, on poszedł do niéj.
— Ale któż to jest... ta pani?
— Kto to jest! ty, ty mi musisz dojść kto ona! Ja nie wiem, on się zaparł, nie przyznał... Ale oto list... pieczątka... patrz... ręka kobieca...
Arsen chciwie pochwycił podane pismo, pobiegł do okna, wlepił w nie oczy, dobył szkło, przeczytał napis na pieczątce i stanął wryty.
Kobieta patrzała nań, jakby z niego myśli dobyć chciała, ale on nie miał jeszcze żadnéj... Charakter był