Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

nań, usłyszawszy te dwuznaczne słowa, ale się powstrzymała od wyraźniejszego ich objawienia,
— Arsenie Prokopowiczu — rzekła po chwili, nie chcę, żebyś się łudził... nie będę żałować ofiar... potrafię wynagrodzić was, tylko o uczuciach nie mówmy nigdy, resztę ich straciłam wczoraj... i wszelką zdolność doznania nawet... przyjaźni.
— Uczucia! piękna pani — szepnął Arsen — uczucia są jak drzewa, które zima warzy, serce zdaje się uschłém, ale zielone gałęzie odżyją na wiosnę...
Jenerałowa szydersko skrzywiła usta, gdyby nie chciała płakać, byłaby się rozśmiała i odparła z niewysłowioną pogardą prostém ludowém ruskiém przysłowiem:
Po deszczyku we czwartek (pośle dożdika w czetwerh...)
Arsen połknął ten gorzki ucinek, pokłonił się nizko i pełen najświetniejszych nadziei wysunął się z chińskiego pokoju... a dwaj mandarynowie w progu pokazali mu języki, co nie najlepszą było wróżbą.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.