Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

— A jakże, proszę jaśnie pani, a jakże, toć się znajdą... Tylko nie bardzo rano... bo to tu rano o konie trudno w tym kwartale, ale kole południa to już na pewno będą... I niech sobie jasna pani spocznie téż...
— A! co mi tam spoczynek, odpowiedziała czoło składając na białéj ręce... Tak dawno nie widziałam syna, tak pragnę go zobaczyć co prędzéj, pojechałabym w téj chwili gdyby można... Czyż ty, ty stary Mateuszu, coś go ukochał jak ojca kochałeś, nie rozumiesz tego...
Mateusz do kolan się skłonił...
— Ino, proszę jaśnie pani, toby było darmo, bo jenerał do południa pewnie zajęty... To do Carskiego Sioła na paradę, to do pułku... to do téj kancelaryi, to do ministrów go nieustannie wzywają. Już jeźli kiedy był rozerwany to teraz... jakby się bez niego obejść nie można.
Kobieta powtórzyła, — Teraz, i ręce jéj szarpnęły chustkę, którą trzymała tak gwałtownie, jakoby rozerwać ją chciały.
Nie prowadziła już daléj rozmowy, wstała od stolika... Dobranoc ci, mój Mateuszu, odezwała się cicho — idź spać i ja spocznę, czuję się bardzo zmęczoną... A jutro, koni, koni! na miłość Bożą koni, bo potrzebuję co najrychléj zobaczyć Stasia... potrzebuję dla serca i — i — dodała gorąco — mam interes, mam niezmiernie pilny do niego interes...