Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/306

Ta strona została skorygowana.

wiekbyś mnie pan zobaczył — pan mnie nie znasz. Taki rozkaz... Mane, Tekel — Phares.
Albin był tak ślepo do posłuszeństwa przywykłym, iż ani słowa nie odrzekł, skinął głową tylko... Ale jakież było jego zdziwienie, gdy, po chwili znalazłszy miejsce u stołu, na prawo zobaczył przy sobie Arsena Prokopowicza, rozkładającego serwetę i zabierającego się do przedziwnéj purée ze zwierzyny. Nie spojrzał już nawet na niego.
Z drugiéj strony Albina siedział jak beczka okrągły, spasły, olbrzymiéj postawy Hollender czy Niemiec, który sapał aż z niecierpliwości do jadła... Sapanie to przypominało konia rżącego u żłobu... Po za Arsenem siedział Anglik, jakby na przekorę tamtemu wyglądający niby człek zdjęty świeże ze sławnego łoża Prokrusta lub orthopedyczną tylko co przebywszy operacyą, długi, długi, długi, spłaszczony, z nogami i rękami ogromnemi i dwoma blond bakembardami, wiszącemi niemal do pasa... Ten zabierał się do jedzenia, przez lornetkę patrząc na zupę.
Był wystrzyżony z Punchu; wszystkie oczy ciekawie się nań zwracały, gdyż świadczył wyraziście o niezmiernym talencie angielskich karykaturzystów, on nie patrzał na nikogo... badał koloryt zupy... w obawie zapewne, ażeby się nie okazała czekoladową...
Zupa przeszła w uroczystém milczeniu, właściwém początkom obiadu u narodów, które przed nim wódki