Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

sza zaraźliwa... rachujem, że lud przez duchowieństwo pociągniemy, że szlachta zlęknie się, zawstydzi i choć nie chętna pójdzie z nami... że średnia klasa, pierwszy raz powołana do ofiary krwi, nie odmówi jéj...
Daliśmy z tego urywku dostateczne wyobrażenie długiéj rozmowy, która w tym duchu przeciągnęła się dobrze za północ... nie doprowadziła ona zresztą do niczego, każdy przy swojém zdaniu pozostał... Wódz jak skoro się przekonał, że jego dyktatura jest wielce problematyczną, okazywał się szyderskim i niechętnym. Jenerał jawnie wszelkiego ruchu odradzał... Albinowi pilno było pójść, bić się... i zginąć.
— Ale pan, co jesteś przeciwnym tak powstaniu, zapytał jenerała wódz, wstając nareszcie... gdy pierwsza wybiła — Cóż poczniesz, gdy wybuchnie, gdy pójdą wszyscy..
— Ja? odparł chłodno Stanisław... gdy pójdą wszyscy, pójdę ze wszystkimi... bez nadziei zwycięstwa — ale nie skąpiąc ofiary krwi...
To mówiąc skłonili się sobie i po umówieniu się o jutrzejsze spotkanie rozeszli. Albin wszakże, w ktérego oczach Stanisław wyrósł tak nagle... potrzebował zbliżyć się do niego i nie rzucił wychodzącego... Spytał go po cichu, gdzie mieszka... Stał w hotelu pocztowym.
— Pozwolisz się odprowadzić?
— Proszę cię...
— Czujesz to jak ja, iż mamy z sobą do mówienia.