Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

— Pojmujesz teraz — zawołał — czemu, gdy biedna moja matka przybyła prosić za tobą, znając stósunki, jakie miałem w stolicy — musiałem jéj nawet odmówić i ciebie się zaprzeć. Ale szło o sprawę a dla niéj ofiara człowieka... siebie samego czy kogokolwiek, czémże jest?...
Albin się uśmiechnął.
— Nie tłómacz się bracie, rzekł — to naturalnie wypływa z położenia twojego...
Na twojém miejscu uczyniłbym toż samo. Ale cóż w końcu odniosłeś za korzyści dla sprawy?...
— Korzyści te byłyby ogromne — mówił jenerał — gdyby nie dzisiejszy skład okoliczności, które gmach powoli wznoszony przezemnie obalić mogą i wywrócą pewnie. Zyskałem znajomość najdokładniejszą kraju, ludzi, stósunków, od których znaczna część nieszczęśliwéj naszéj ojczyzny zależy... doszedłem do tych tajni i głębi, do jakich może żaden z naszych nie sięgnął był jeszcze. Nie strzeżono się mnie, widziałem ich takiemi, jakiemi są, nie jakiemi okazać się pragną... Znać nieprzyjaciela, jest to go mieć w ręku. Ale na co się zdała wiedza i te zdobycze moje, gdy wstrząśnienie, które ty uważasz za nieuchronne — wszystko to zniszczy i pochłonie... Z jednéj strony dotknąłem się sfer rządowych i ludzi, z drugiéj potrafiłem dotrzeć do tego, co się u nich zarodem rewolucyi zowie... Jedno z tego wyniosłem przekonanie, to, że gdy o sprawę polska chodzić będzie,