Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/349

Ta strona została skorygowana.

po ósméj i drugie odwiedziny u wskazanego mu na adresie p. Emila..... zdawały się łatwiejszemi o téj porze, chociaż z pierwszych miarkując, nie wielką i w nich pokładał nadzieję.
P. Emil, emigrant dobrowolny, stół w innéj części miasta daleko świeższéj i porządniejszéj a w dodatku tylko na drugiém piętrze. Bardzo świeżuchna, w białym czepeczku bona, zażądała zameldowania i Albin musiał dać kartę, dopisawszy na niéj słów parę. Emil był w łóżku także, ale po krótkiéj wyczekiwania chwili ukazał się w paradnym szlafroku podbitym aksamitem, pąsowym dolnym stroju i czapeczce wschodniéj na głowie. Był to mężczyzna młody, rysów twarzy zmęczonych, oczów przygasłych... policzków wpadłych... i mimo niezmiernéj uprzejmości odrażający czémś niewytłómaczoném...
Pokoiki, które zajmował, świeże były, eleganckie, pełne fraszek i dowodziły, że gospodarzowi na emigracyi tak bardzo się źle nie działo.
Albin mu się przedstawił, przyjęcie było uprzejme, ale zakłopotane i zimne nieco, nie dawało ochoty do wynurzeń.
To téż pociągnięty do tłómaczenia się Albin w skróceniu tylko opowiedział co się go tyczyło i — proszę radę.
P. Emil potarł czoło.
— Niesłychanie trudne położenie, zaczął — ja...