Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

I znowu oparłszy się o uszak stare żołnierzysko płakało.
Po chwili nabrawszy męztwa powlókł się ku otwartym pokojom z rezygnacyą, przybierając jakąś obojętną postawę.
Po za małym drugim salonikiem, który nic tak bardzo zdrożnego nie zawierał, ale miał w sobie cechy urządzenia ręką niewieścią... był gabinet wytworny, widocznie świeżo zamieszkiwany przez kobietę.
Nie było sposobu się omylić, sprzęt, przybory toaletowe, mnóstwo porzuconych fraszek, łóżko, meble, dwa ogromne zwierciadła do ubrania, zdradzały nietylko pobyt elegantki, ale się kazały domyślać niezmiernie troskliwéj o wdzięki swe — piękności. Wśród téj sypialni z załamanemi rękami jak posąg bólu, szlochając i łkając stała przybyła matka... Mateusz zobaczył ją, ona go wchodzącego nie słyszała, bo w téj chwili nic na świecie słyszeć nie mogła, tak straszny żal ją ogarniał. Zrozpaczona, blada, chwytając się za serce, za głowę... łamiąc dłonie stała niemal obłąkana.
Stary żołnierz szedł jak pijany... Nie było sposobu w obec tego, co tu oskarżało jenerała, oczyścić go z zarzutu... Kłamstwo żadne nie byłoby pomogło. Mateusz ani próbował nawet je ukleić...
Ciche stąpanie zbudziło nareszcie niewiastę biedną. Spojrzała i krzyknęła, żywo podbiegając ku niemu i wskazując ręką na pokój.