Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/370

Ta strona została skorygowana.

panienki z pensji... wszystko to, posłuszne nakazowi ducha narodu, ocuconego, szło modląc się protestować przeciwko uciskowi...
Widok wnętrza kościoła poważny był, dziwny, znamionujący te uroczyste chwile... wszyscy stali z oczyma wlepionemi w skromny katafalk... szeptano sobie po cichu historyą nieznanego atlety, który poległ w boju. Niekiedy jakby drzenie jakieś przebiegało tłum...
Do koła trumny w długich butach, kurtkach czarnych, pasach skórzanych i burkach, z konfederatkami w rękach stał zastęp młodzieży, któréj tylko szabli brakło u pasa, by jak pułk wyglądała... Otaczali oni katafalk towarzysza, brata... co ich o nie wiele poprzedził na świat lepszy...
W pierwszych ławkach wskazywano sobie odosobnione dwie kobiety, płaczące rzewnie. Była to biedna pułkownikowa i Misia... W téj saméj ławce w płaszczu wojskowym otulony słusznego wzrostu stał z głową na piersi spuszczoną mężczyzna średniego wieku. Jego mundur zadziwiał i był rodzajem zagadki dla tłumu, który sobie tłómaczono różnie... Niektórych on gniewał i niecierpliwił... inni go nie rozumieli, najdalsi posądzali. Bliżéj stojący objaśniali znajomych i nieznanych, że to był brat stryjeczny zmarłego. Należało to do obyczaju chwili téj, że nie było właściwie znajomych, obcych, ale bracia jednéj rodziny; dawano rozkazy pierwszemu z brzegu, witano się z ludźmi, których się ni-