Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/378

Ta strona została skorygowana.

z razu odpowiedzieć jéj nie dozwoliły... podniosła potém zwolna zasłonę i zamykając drzwi, tonem pańskim spytała:
— Jak waćpan śmiałeś mnie śledzić? kto ci dał prawo się wciskać?
— Na miłość Bożą, powoli, cierpliwie, Maryo Pawłowno, ja się w dwóch słowach wytłómaczę, chodźmy tylko.
Marya żywym krokiem, dawszy znak służącéj, wbiegła do salonu i odwróciła się do natręta. Czego chcesz? zawołała grzmiąco.
— Nic! nic! Maryo Pawłowno! chciałem się dowiedzieć, czyście zdrowi i czy wam w czém pomódz nie potrafię...
— Wy mnie? rozśmiała się z pogardą.
— To nic jeszcze nie dowodzi, że z pieczątki owéj tajemniczéj kobiety dojść nie mógłem... ale ja może co lepszego wiem niż to.
Uśmiechnął się.
— Co ty możesz wiedzieć!! ty! ty! gniewnie mówiła gospodyni.
— Ja? ja jestem mały człowieczek, to prawda, rzekł spokojnie Arsen, ale małe, to się wszędzie wciśnie i w końcu swoje zrobi. Wy wiecie, najszanowniejsza Maryo Pawłówno, że ja wasz poddany, niewolnik, rab, pies... że ja dla was gotowym w ogień i w wodę.