Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

nierz głosem łez pełnym — uspokój się pani naprzód, chciéj przyjąć ten cios z ręki Bożéj... po chrześciańsku... to nic! to się przerobi! to się naprawi... on poczciwy.. on się pomiarkuje... i tego szatana z domu wypędzi...
Nie rychło oschły łzy i utuliła się gwałtowna boleść matki... Mateusz tymczasem zdawał się zbierać myśli i rozważać co i jak mógł i miał jéj powiedzieć.
Z sumieniem swém, wszedł od razu w porozumienie, wytłómaczywszy mu, że kłamstwo w takim razie będzie miłosiernym uczynkiem.
— Mów? mów, co wiesz, na miłość Bożą! odezwała się z za łez matka.
— Cóż ja mojéj dobrodziejce powiedzieć potrafię? odezwał się — ja nie wiele wiem. Jenerał się nie spowiadał przedemną... Już będzie temu rok, jak uważałem, że począł późno powracać do domu... i jakiś strasznie niespokojny... Jeszcze naówczas staliśmy w innym domu u Czerniszewskiego mostu... Często w nocy przyjechawszy, nie kładł się spać, tylko wzdychając chodził po pokoju jak nieprzytomny... Poznać było można po nim, że go coś męczyło... ja myślałem — czy chowaj Boże — nie co politycznego... Ale u nas nikt taki nie bywał... na nic się nie zanosiło... Zaczęły tylko latać raz wraz bileciki, nosili je lokaje w liberyi, służące... licho wie... ja zaraz domyśliłem się, że od kobiety... Choć nikogo nie pytałem, sam sługa mi powiedział, że od jenerałowéj Maryi Pawłównéj Zybow...