Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/380

Ta strona została skorygowana.

swego pewny, że... jenerałowa nareszcie przystąpiła dość zaciekawiona.
— Tobie się śni... jak ty możesz pleść takie brednie...
— To jest prawda, to święta prawda, mówił Arsen, bijąc się w piersi... ale on diable rozumny... umie końce topić w wodzie. Tylko znowu i ja nie głupi, ja i w wodę pójdę po końce... Tak jest, Maryo Pawłówno, on ma schadzki z ludźmi, z ludźmi... do których i ja trafiam... Jeszcze mi brak ostatecznych dowodów, ale już jestem na ścieżce...
Spojrzał tryumfująco na nią... ale na twarzy jéj nie ujrzał téj pociechy, jakiéj się spodziewał, stała zamyślona.
— Ty mi dójdź téj kobiety... zawołała, ja tego chcę...
— A! a! kobiety! no! no! z czasem, kto wie, może się i to znajdzie, dziś nie umiem... Wstyd, ale cóż? nie ma sposobu...
— Jeśli on ją kocha... on musi pisać do niéj.
— Gdzie tam, odparł Arsen... ja jego listy wszystkie przepatruję... nie pisze...
Ale na co wam o kobiecie wiedzieć? Na co koniecznie mścić się na słabéj kobiecie, kiedy będziecie mieć silnego zdrajcę do zgniecenia! Kiedy będziecie mogli pójść w chwili tracenia go pod szubienicę i spojrzeć mu