Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

epoki opowiadać... Na maleńkiéj uliczce, w ciasnym domku stał jeden z wojskowych, u którego zwykle się zbierano... o zmroku podążył tam Arsen z wielką niecierpliwością... Zapukał do drzwi sposobem umówionym. Sam gospodarz mu otworzył...
Nie było jeszcze nikogo... a co dziwniéj w twarzy przyjmującego zakłopotanego wojskowego chwycił jakiś odcień jakby tłumionéj niechęci...
— Cóż to? czym zawcześnie, czy zapóźno przybyłem? Sami jesteście?
— I nikogo już dziś u mnie nie będzie — odezwał się młodzieniec.
— Przeszkodziło co?
— Zdaje się, że ktoś nas wydał!... lub — nie wiem... policya sama na jakiś ślad trafiła... jesteśmy ostrzeżeni...
— To się przecie możecie zebrać gdzieindziéj?
— Nie — odparł gospodarz — tu w Warszawie zrzekamy się całéj roboty... a ja szczególniéj, przekonawszy się o bezskuteczności rokowań tych, cofam się zupełnie.
Arsen spojrzał niedowierzająco...
— Wy? cofacie się? zwątpiliście?
— Tak jest.
— Wy? wy?
— Ja — odparł ruszając ramionami wojskowy... podaję się na Kaukaz...