Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/385

Ta strona została skorygowana.

Przybyły śmiać się zaczął.
— Za kogóż wy mnie macie? to bałamuctwo? czy wam kto powiedział, żem szpieg? A! toby było wyborne..
— Nikt mi nic nie powiedział... to co mówię szczera prawda...
— Pozwólcież sobie wyznać otwarcie — dodał Arsen, iż takim sposobem nigdy nic na świecie się nie robi, jakim wy chcecie zbawić ojczyznę. Dziś macie gorączkę, jutro po niéj osłabienie... nie umiecie spiskować... bawicie się...
Ruszył ramionami. — Ale to zabawka niebezpieczna... Siebie już raz, umoczywszy palca w to, nie ocalicie, mogą was w lat dziesięć odkryć i ścigać...
Wojskowy słuchał zamyślony.
— O ocaleniu siebie ja nie myślę, rzekł — ale sprawę nie w porę poczętą trzeba ocalić, choćbyśmy my poginęli...
— Jak to nie w porę? a kiedyż dla was pora przyjdzie? Nihilizm, kwestya chłopska, finansowa ruina, wszelkiego rodzaju reformy niedokonane osłabiają rząd... w wojsku objawia się pewien prąd liberalny... i jeszcze dla was nie pora??
— Być może, iż ja te rzeczy widzę fałszywie — ale takie jest moje zdanie... odparł zimno gospodarz, jakby pozbyć się go pragnąc.

— Wasze zdanie w każdym razie, napadł[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak części zdania.