Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/394

Ta strona została skorygowana.

nigdy się nie dał dawniéj uprosić, by ją czasem odwiedził.
— Widzicie, mówił, mnichowi to nie potrzebne, zawiązuje to na nowo ściślejsze węzły, które, niestety, potrzeba dla wiekuistego z niebem i Bogiem rozerwać. Was to bawi zobaczyć zakonnika w salonie, a on i grzeszny i smutny powraca do celi.
Gdy Michalina weszła... pułkownikowa siedziała na sofie, O. Athanazy przy niéj w fotelu, jenerał stał u stolika przed nim. Starzec się w niego wpatrywał z ciekawością, z zajęciem, z pragnieniem jakby wciśnięcia się w głąb jego duszy.
Na widok Misi pułkownikowa krzyknęła z radości, roztwierając ramiona... ucieszyła się bowiem szczególniéj tém, że zastała jenerała... i że powoli... może myślała, dzieci się zbliżą do siebie. Wejście Misi przerwało ledwie rozpoczętą rozmowę...
— I ty masz oczy jakby zapłakane! odezwała się pułkownikowa do niéj.
— A! któżby po tym zacnym Albinie nie zapłakał... szczególniéj znając jego życie... I taka śmierć! o mój Boże... w gospodzie... bez przyjaciela, bez swoich, bez słowa pociechy... wśród obcych... kiedy się może serce rwało do tych, co go kochali, których on kochał...
— Dziecko moje, przerwał mnich... wszystko to prawda... chwila śmierci gorzką być mogła... ale dziś