Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/397

Ta strona została skorygowana.

mówiłem matce, jam dla siebie, dla was, dla świata zagadką. Dozwólcie mi nią zostać do uroczystéj godziny...
Nikt nie śmiał się odezwać, słuchano tych wyrazów w głębokiém milczeniu, Misia uczuła bicie serca, głos jenerała wzruszony, boleści pełen, podziałał na nią... Matka się rozpłakała i wyciągnęła doń ręce. Ks. Athanazy błogosławił... i usiadł uspokojony...
— Boję się, rzekł — byś ty mnie źle nie zrozumiał — najgorszym bowiem komentarzem słów moich są wypadki dzisiejsze i one im mogą inne, niżbym pragnął, nadać znaczenie.
— Dziecko moje — ja nie żądam ani od ciebie, ani od nikogo z polskich dzieci, aby ojczyznę gwałtem i podziemnemi knowaniami wskrzeszali... ją należy wyznawać życiem... Stokroć to powtórzę, łatwo dla niéj umrzeć, ale trudno żyć dla niéj. Pęt nie potargamy siłą, ale cnotą, ale pokorą, ale świętością... Bądźmy święci... a Polska odmłodzona wstanie!
— A! ojcze mój! ty to mówić możesz tylko, pędząc życie w celi, ale nam żywym — rzekł jenerał — jakże do tego ideału dojść trudno...
— Nie przeczę... macie przecież wskazówkę w ideale Chrystusowym, rzekł zakonnik. Ale nie w modzie jest wieku w Chrystusie go widzieć... I do mnie do celi mojéj dochodzi szum fali tego wzburzonego oceanu, który się światem nazywa... i ja tę pieśń słyszę ludzkiéj mądrości, która chce z Boga uczynić człowieka...