Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/422

Ta strona została skorygowana.

miast, niech ucieka kto może! niech przetrwają bohatersko tę chwilę! niech się nie dopuszczą szaleństwa.
Załamał ręce, łzy kręciły mu się w oczach, Michalina uczuła się poruszoną.
— To hasło do powstania! zawołała.
— Tak jest! na to może rachują nieprzyjaciele, rzekł z przyciskiem... na miłość Bożą... mów pani komu możesz... cierpliwości... wytrwania... a ci, co przeczuwają, że mogą być wzięci, niech uciekają.
Po chwili dodał.
— Nie potrzebuję prosić pani, ażebyś nie powtórzyła zkąd masz wiadomość..
Trzeba nieszczęśliwych ocalić.
Michalina ruszyła się, jakby natychmiast wybiedz chciała, pułkownikowa radaby ją była zatrzymać, ale się nie godziło. Jenerał pędził ją oczyma.
— Jedź, pani, idź, mów, proś — dodał — niech spokojnie to zniosą...
Mówił o spokoju, ale sam drżał i był znękany, upadł na krzesło. Michalina nigdy go jeszcze tak poruszonym nie widziała, przejednała się z nim nieco.
— Jadę, zawołała, powiem komu potrzeba... ale czy moje słowo będzie co warte... a! trudno się spodziewać...
— Zrób pani co możesz — Bóg resztę...
Pułkownikowa drżąca się podniosła na kanapie