Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

szenia o brance, którą kraj miał powitać niemal jak dobrodziejstwo!!
Wrażenie téj szatańskićéj ironii, urągającéj się rozpaczy, było straszniejsze jeszcze może niż saméj branki... ono w istocie zdecydowało o wybuchu.. Była to iskra przyłożona do prochów. Nie było już siły, zaklęcia, któreby powstrzymać mogło porwanie się do broni albo raczéj do pięści, bo broni nie było wcale..
Następnego dnia po tém szyderstwie i policzku jenerał wieczorem znowu przyszedł do matki.
Michalina nie widziała go od tego dnia, gdy jéj dał owo zlecenie i znalazła jeszcze bardziéj zmienionym. Już nie niecierpliwość ale chłodne zwątpienie i rozpacz nim zawładły. Słowa nie podobna się było z niego dopytać. Wszedł, usiadł, patrzał na matkę, zdając się nie słyszeć i nie wiedzieć, co się w koło niego działo.
Już tego ranka pełne były kościoły młodzieży, która wychodziła do lasów... całe gromady szły do ołtarzów przyjąć wijatyk na drogę, która do śmierci prowadziła... Po całym kraju drzenie przebiegło... Moskwa nie chciała widzieć nic... nie wiedziała o niczém, lekceważono sobie pęknięcie tego wrzodu...
Misia wpatrzyła się w posępną twarz tego człowieka, który był dla niéj i dziś jeszcze zagadką — i ulitowała się sercu tak strasznie uciśnionemu, które się wylać nawet przed rodzoną matką nie śmiało.