Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/443

Ta strona została skorygowana.

zwyczaju na spotkanie Stanisława. Nie uważała, że dwóch ludzi stało u wrót hotelu i że ją sobie milczkiem pokazali. Jeden z nich zdala poszedł za nią, a drugi pędem pobiegł w ciasne uliczki... Marya Pawłowna spotkała tego dnia jenerała, odsłoniła kwef, spojrzała mu w oczy, i dokonawszy tego memento! którém się nad nim znęcała, zawróciła się do hotelu nie uważała wcale, że od niejakiego czasu w ulicy zaczęli się powoli gromadzić chłopcy, odarta czeladź... ludzie dzikich twarzy... nagle zabiegł jéj drogę śmielszy z uliczników i krzyknął.
— Moskiewska śmierć!
To rzekłszy, pochwycił garść błota i rzucił, był to jakby znak napaści.
Z tyłu po za nią ozwały się piskliwe, krzykliwe, dzikie głosy powtarzające: Moskiewska śmierć! Moskiewska śmierć... Jenerałowa uczuła uderzenie kilku grudek ziemi... Twarz jéj zapłonęła... serce zaczęło bić...
Chciała się zatrzymać, bo jéj wstyd było uchodzić, ale krzyk tłumu, który co chwila stawał się gęstszy, zaczynał ją opasywać, otaczać, obejmować, zagradzać jéj drogę... ogarnął przestrachem. Przyspieszyła kroku nierozważnie... ulicznicy biegiem puścili się za nią... Biednéj kobiecie zawrzało w piersi, zawróciło się w głowie, zaczęła uciekać. Wrzask coraz straszniejszy ją gonił. Wystawiona na tysiące oczów, zawstydzona, przelękła, pół zemdlona, na pół wściekła, nie wiedząc co czyni, biegła...