Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/449

Ta strona została skorygowana.

Rozmowy te toczyły się wszystkie około jednego przedmiotu.
— Niech diaski porwą, mówił — pójdę! dali pan pójdę i tak jeszcze się będę kropił, jak za dobrych czasów... Prawda, że to wszystko młokosy, że musztry nie znają, ale jak się to odrobinę przetrze... nie będzie gorzéj niż było pod Grochowem, Wawrem, Ostrołęką...
Stary? to co? stary a zawiędły!
Wielka rzecz, że ciągle siedząc skulony na nogi, nalegam i kaszlę... żeby się tylko w pole dostać, prochu powąchać, posłyszeć pobudkę, zobaczyć swego — orzełka kochanego i ah! panie! odmłodnieje człowiek..
A dostanie kulą w łeb? to co! to co! albo to dwa razy umierać? i nie lepiéj w czystém polu dostawszy ołowiankę w serce albo w czerep, niż w łóżku, z którego jeszcze gotowi wywlec w letargu i pochować niedomarłego... A to paskudna rzecz...
Dalibóg pójdę!
Tu przychodziły uwagi przeciwne...
— A nogi? a krzyże, a piersi, a zadyszka, panie Macieju? — Co to ma znaczyć wszystko z głupiéj sedenteryi i hemoroidów, Mości bdzieju? Człekby się rozruszał, byłby zdrów i te dzieciby choć trochę nauczył... jak się bije... ba — jak się chodzi. Bo to nawet chodzić, pożal się Boże, nie umie. Ale chłopcy tęgie... Żeby to był w. książę za uszy wytargał jak nas, coby to był za żołnierz!...