Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

Mateusz wyśliznął się okiem jeszcze mierząc zapłakaną i błagając ją o spokojność...
Wdowa została sama... niepokój ją dręczył, łzy dusiły... zrzuciła z siebie suknie, chcąc się położyć, bo czuła gorączkę znużenia... ale znowu myśl jakaś pochwyciła ją w szpony i nie dała spoczynku... znowu pułkownikowa ujęła świecę i przez pusty ów salon pobiegła do pokojów kobiety, jakby z nich wyczytać chciała tajemnicę uroku, jakim ona syna więziła.
Tu najmniejszy szczegół nie uszedł jéj uwagi, nie ominęła żadnego nawet zmiętego papierka rzuconego na podłodze... Ale to badanie macierzyńskiego serca odgadywać tylko musiało, żaden ślad pisany, żaden rys wyraźny nie zdradzał charakteru Maryi Pawłownéj.
Pułkownikowa płacząc powróciła ku swojemu pokojowi. W gabinecie syna sił jéj zabrakło, padła na fotel na pół omdlała... Wzrok błądząc tu po ścianach spotkał owalne ramy gęstą pokryte osłoną. Wzięła je była zrazu za zwierciadło, ale teraz... bijące serce powiedziało jéj, że to był portret, że to być musiał wizerunek téj przeklętéj uwodzicielki. Gorączkowo poskoczyła ku niemu i zerwała z niego zasłonę... przyniosła świecę, wlepiła oczy... W istocie był to przepyszny portret Winterhaltera, na kilka lat wprzód malowany w Paryżu.
Przedstawiał on kobietę może nie taką jaką teraz była, ale jaką być niegdyś musiała, cudownie pię-