Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/458

Ta strona została skorygowana.

— I skończym na pogrzebie! dodał jenerał, masz pani słuszność. W roku 1831 wojska wychodzące za granicę szły jak tryumfatory, w kaźniach pruskich rozlegał się Trzeci Maj... emigracya skakała w Lipsku i Dreźnie z Niemkami... po za klęską była nadzieja, Europa przyklaskiwała nam... Teraz nikt nie poklaśnie i nie ma nadziei i wesela być nie może. Naród czuje i przeczuwa.
— Jak to? żadnéj nadziei? zawołała Michalina.
— Tak pani, jeszcze raz powtarzam, żadnéj... Ci, co idą się bić, nie mają jéj, choć heroicznie ją kłamią; ci, co patrzą w dal... słyszą szatański śmiech Europy... która poklaśnie chyba śmierci naszéj, co ją od naprzykrzonéj Polski uwolni...
Posmutnieli wszyscy.
— Pan jesteś nielitościwy, rzekła Michalina.
— Dla siebie! pani! począł Stanisław powoli — czyż myślisz, że jest człowiek na świecie, któryby na to obojętném mógł okiem spoglądać?
Podana herbata na chwilę przerwała to smutne pasmo rozmowy, jenerał chciał zwrócić ją umiejętnie na jakiś przedmiot weselszy, powszedniejszy, ale nie było naówczas najobojętniejszéj treści, któraby o coś drażliwego nie potrąciła... Misia robiła herbatę, pułkownikowa wzdychała, jenerał przymuszonym uśmiechem usiłował łzy kobiet odwrócić.
— Ale bo, nigdy bardzo być smutnym się nie go-