Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/463

Ta strona została skorygowana.

Ale mnie co do tego? rzekł ruszając ramionami, niech czyni co mu się podoba..
Zbliżywszy się do biurka stary żołnierz — zgorszył się jeszcze mocniéj, szufladki były powysuwane, pieniądze się walały, jakieś papiery z pieczęciami, poważne, uroczyste porzucone były jak ostatnia bibuła...
— E! cóż to mu się znów stało? co u kata...
Podparł się na szczotce i głęboko zamyślił.
— Tego ja się nie tknę, niech za karę sam sobie składa, to nie moja rzecz, nie mam zwyczaju nosa wtykać w papiery i do tego moskiewskie, które djabeł pisze ogonem...
Chodząc tak z kąta w kąt, nierychło spostrzegł na stole pakiet a na nim wołowemi literami napis: P. Maciéj odda matce mojéj.
Uderzyło go własne imię... zdumiał się wysylabizowawszy: P. Maciéj! — to ja — odda matce mojéj. — Cożto to jest?... nie rozumiem...
Jakże? po co ja mam oddawać?
— A! a! a! zawołał, to zapewne miało znaczyć, nim on wstanie... Musiał się położyć późno a pismo pilne... No, tak... Ale cóż tu począć? jać nie mogę w mgnieniu oka uporządkować, ani tak zostawić... Wpuścić tu jakiego chłopca... to nosa wścibi i jeszcze mi co zwędzi... Zamknąć na klucz pokoje, a nuż wstanie i...