Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/467

Ta strona została skorygowana.

no dobrodziejko, wedle mojego, żołnierskiego rozumu, to należy jak najdłużéj taić... aby w pogoń za nim nie poszli. Ja umówię doktora, udam go za chorego, będę nosił lekarstwa... sza... a póki się nie wyda... on będzie daleko...
— Ale jakże wiész o tém?
Maciéj począł po cichu ze szczegółami opowiadać przygody swe poranne... Michalina słuchała go z najżywszém zajęciem... dla niéj nie było już najmniejszéj wątpliwości... serce jéj rosło, płakała i była szczęśliwą...
Ale co tu począć z pułkownikową, z listem?...
— Słuchaj, rzekła do Macieja, list mi oddaj.
— Już to, przepraszam bardzo, szanowną Brygadyerównę, ale stoi komenderówka wyraźna „do rąk własnych“, to musi być spełnione... Panienka ją tylko przygotuje... A ja tymczasem w domu i z doktorem się muszę urządzić. Tylko doktora to mi chyba panienka wskaże...
O lekarza poczciwego i chętnego sprawie łatwo było, ale trudno któregokolwiek z nich narażać na odpowiedzialność, jaka spotkać go mogła... Maciéj zaś od swojéj idei udawania choroby nie odstępował... miał on już osnutego coś więcéj, z czém się tylko wygadywać jeszcze nie chciał.
Misia, opanowana myślą o pułkownikowéj, rzuciła pierwsze, jakie jéj na pamięć przyszło, nazwisko lekarza... Maciéj wyszedł. Na wojnie i w ważnych wy-