Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

po niém jak po marmurze nie schnąwszy. Wielki ból w ustach tkwił, ale ten szedł nie od świata tylko z wewnętrznéj tęsknicy... i szydzić się zdawał ze wszystkiego.
Ta kobieta i ten wizerunek był dla zacnéj pułkownikowéj zagadką? Jak jéj syn, jéj poczciwy serdeczny, czuły Staś mógł pokochać tego Sfinxa bezdusznego? jakim węzłem mogły się łączyć serce żywe i młode z sercem tego trupa, z którego krew wyssano dawno... pocałunkami upiorów? Widok portretu przybił pułkownikową więcéj może niż opowiadanie Mateusza... W pierwszéj chwili odkrycia sądziła jeszcze, że ma do czynienia z pospolitą kobietą... z chciwą lub zepsutą intrygantką... z portretu wyczytała... straszną prawdę.. widząc w nim istotę, która życie całe zawiodła... co się czepiała młodości i uczucia, aby przy nich ogrzać się ostygła... czuła, że od niéj nie łatwo się będzie uwolnić...
Niema i zimna rozpacz tego czoła kamiennego, tych ust zaciśniętych... przerażała pobożną kobietę... Z portretu czasem można wyczytać oczyma macierzyńskiemi więcéj niż z przelotnego wejrzenia na twarz żywą, co się maskuje zwłaszcza, jeźli jak tu, malarz odgadł i pochwycił ideę samę istoty, którą odwzorowywał, moment stanowczy charakteru...
Pułkownikowa spuściła na obraz zasłonę, dłużéj patrzeć nań nie mogła, była przerażoną, drząca wyszła