Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/475

Ta strona została skorygowana.

w nocy uszedł, ale Maciéj chce to ukryć dla uniknienia pogoni.
Pułkownikowéj łzy rzuciły się z oczów, ale twarz rozjaśniła.
— O poczciwe, o święte dziecko moje! zawołała... teraz nikt nie będzie śmieć ani na mnie ani na niego spojrzeć krzywo... teraz ja nim pochlubić się mogę... teraz godnym jest ojca swojego! A! ja wiedziałam, ja przeczuwałam, gdy on się taił, że w jego duszy nie umarło uczucie dla ojczyzny, gdy mnie kochał... Święte, poczciwe dziecko moje...
A! dumna jestem! po co się kryć? na co taić? niech mnie wezmą jako jego matkę... niech mnie spytają, czym go namawiała, aby szedł, powiem im, że tego po nim jako Polka żądałam... A teraz jestem szczęśliwa!!
Ale w téj chwili myśl inna przyszła i łzy potoczyły się z oczów... Misia pobiegła po wodę i sole... Pułkownikowa blizką była omdlenia, a tu należało największy sekret zachować.
W téj chwili szczęściem Maciéj, pozostawiwszy doktora Frycza w domu i jak najsurowsze instrukcye na dole, sam przybiegł do pułkownikowéj, bo go list palił... Wpuszczony do pokoju, padł do nóg jéj i rozbeczał się jak dziecko. Nie mówili nic, on ściskał nogi wdowy, ona całowała go w głowę.
— Moja królowo, pani! nie zdradź nas tylko